For my whole life, I didn’t know if I even really
existed.
But I do, and people are starting to notice.
Przyszły listopadowe,
chłodne wieczory, więc dysponuję zdecydowanie większą ilością czasu na pisanie,
przez co postaram się jak najszybciej nadrobić wczesnojesienne zaległości (edit: pisanie recenzji przeciągnęło się jednak aż do Sylwestra).
Dzisiaj zabieram się za laureata Złotego Lwa na tegorocznym Międzynarodowym
Festiwalu Filmowym w Wenecji, czyli wychwalanego zewsząd "Jokera" w reżyserii
Todda Phillipsa (znanego najbardziej z serii "The Hangover"). Przeważnie sceptycznie
podchodzę do kina superbohaterskiego (z naprawdę nielicznymi wyjątkami), ale
tym razem miało być inaczej i naprawdę poważnie. Swoją drogą, jeżeli ktoś
ogląda wyłącznie mainstreamowe produkcje Marvela albo DC, to chyba nietrudno
zaskoczyć go jakimkolwiek głębszym rysem psychologicznym w scenariuszu (wow, to
tak można?). Niemniej za najbardziej interesującą kwestię uznałem udział
Joaquina Phoenixa w tym projekcie, ponieważ amerykański aktor bardzo starannie
dobiera swoje kolejne role i przeważnie nie zalicza lipy. A zatem camaradas, zapraszam na kompletnie nowy origin story jednego z największych
zbirów popkultury!
© Warner Bros. Entertainment Inc. |
Arthur Fleck
(Joaquin Phoenix) prowadzi marną egzystencję reprezentując biedę w ubogich
dzielnicach Gotham City. Dorosły mężczyzna próbuje zarobić na życie jako klaun
do wynajęcia. Oglądając wraz z schorowaną matką (Frances Conroy) program
rozrywkowy prowadzony przez Murraya Franklina (Robert De Niro) nieustannie
marzy o występach jako komik w blasku estradowych świateł. Niestety traumatyczne
problemy psychiczne (m.in. napady histerycznego śmiechu), cięcia budżetowe
dotykające opieki społecznej oraz braki intelektualne bohatera piętrzą przed
nim kolejne problemy. Sytuacji Arthura nie poprawia również dramatyczna
sytuacja społeczna w Gotham City i narastająca wśród zwykłych mieszkańców
frustracja, coraz częściej przekształcająca się w bezmyślną agresję.
© Warner Bros. Entertainment Inc. |
Od razu na muszę
Was ostrzec, że "Joker" ma bardzo niewiele wspólnego ze współczesnym kinem
superbohaterskim. Jest to raczej wyjątkowo depresyjny dramat psychologiczny,
który zdecydowanie wyróżnia się na tle popkulturowej papki serwowanej przez
Marvela i DC, dając jednocześnie nadzieję, że nie każda produkcja musi
wywoływać uczucie zażenowania i przykrości. Dlatego też cieszy mnie, że ten zwrot ku powadze, dodatkowo oznaczony
kategorią R, był w stanie zarobić ponad miliard USD na całym świecie (w trakcie
seansu w Kinie pod Baranami pełna sala plus dostawianie krzeseł), a już szerzą
się pogłoski o kręceniu kontynuacji. Z kolejną częścią może być oczywiście
bardzo różnie, niemniej warto docenić próbę stworzenia czegoś dla trochę
ambitniejszej widowni. W przeciwieństwie do większości produkcji Marvela i DC
akcja "Jokera" toczy się w wyjątkowo ślamazarnym tempie. Nie uświadczymy
spektakularnych efektów specjalnych, epickiej widowiskowości czy zaskakujących
zwrotów akcji. Twórcy skupili się natomiast na drobiazgowym ukazaniu wyjątkowo
podłej egzystencji kompletnie przeciętnego bohatera. Zatem zamiast oglądać
eksplozje i CGI dostajemy sesje z psychoterapeutką, histeryczne napady śmiechu, problemy w pracy, randki i wręcz beznadziejną prozę życia
w ubogiej dzielnicy wielkiego miasta.
© Warner Bros. Entertainment Inc. |
Świat
przedstawiony w "Jokerze" nie jest kolorowym wytworem wyobraźni twórców CGI,
lecz paskudnym i odpychającym obrazem najbiedniejszych dzielnic współczesnej
metropolii, który dodatkowo pogarszają zalegające wszędzie sterty śmieci. Lokacje
w Nowym Jorku, Jersey City czy w Newark idealnie wpisują w się klimat tak
przedstawionego Gotham City. Mieszkańcy miasta są po prostu wkurwieni zaistniałą
sytuacją, a przede wszystkim bezczynnością i bezradnością ratusza (w tym miejscu serdeczne pozdrowienia dla prezydenta Majchrowskiego). Iluzorycznym
promykiem nadziei wydaje się być natomiast potężny i opływający w dostatek
Thomas Wayne (Brett Cullen), który postanawia zawalczyć o stanowisko
burmistrza. Twórcy bardzo realistycznie przedstawili również proces
przeistaczania się wkurwienia zwykłych ludzi w coś przypominającego krwawe
rewolucje z ubiegłych stuleci. Warto także pochwalić stronę realizacyjną za
świetne kompozycje poszczególnych kadrów oraz bardzo ładne zdjęcia. Na wielki
plus zasługuje także dobór utworów do ścieżki dźwiękowej. Niemniej nie wszystko
w "Jokerze" wyszło idealnie. Nie zdradzając fabuły muszę przyznać, że w pewnych
momentach zabrakło trochę logiki (choć z drugiej strony może to wynikać z nie
do końca wiarygodnego źródła narracji), a ponadto kompletnie nie kupuję scen
rozgrywających się w programie telewizyjnym Murraya.
© Warner Bros. Entertainment Inc. |
Jeżeli chodzi o
postać Jokera to zawsze było to dla mnie uosobienie geniuszu podlanego gęstym
sosem totalnego szaleństwa. Jednakże Arthur Fleck w wykonaniu Joaquina Phoenixa
to postać borykająca się oczywiście z ogromnymi problemami psychicznymi, ale
jednocześnie średnio ogarnięta pod względem życiowym oraz nieprzejawiająca
większych oznak wybitnej inteligencji (tzw. ofiara
losu). Poruszająca kreacja amerykańskiego aktora wzbudza poczucie litości
oraz współczucia, nawet mimo zła czynionego przez tę postać. Litujemy się
bowiem nad losem człowieka, który tak naprawdę nie miał żadnego wpływu na swoje
traumatyczne dzieciństwo i starał się postępować w miarę dobrze. Jest to całkowicie
odmienne podejście do Jokera niż dotychczas i z pewnością zasługuje na uznanie.
Niestety nie wszyscy aktorzy dostosowali się poziomem do występu Joaquina
Phoenixa. Największe zarzuty żywię oczywiście pod adresem wielkiego Roberta De
Niro, który wcielił się w kompletnie pozbawionego charyzmy i średniozabawnego
Murraya. Muszę przyznać, że zjazd formy Roberta chyba nie zostanie
powstrzymany, gdyż nawet ostatni występ w "Irlandczyku" nie pozostawił u mnie
większych emocji. Na trochę większe uznanie zasłużył natomiast Brett Cullen
wcielający się w zarozumiałego i aroganckiego Thomasa Wayne’a oraz Frances
Conroy grająca matkę Arthura.
© Warner Bros. Entertainment Inc. |
W kompletnie
nudnym i przewidywalnym kinie superbohaterskim „Joker” rozbłysnął niczym
supernowa. Mam nadzieję, że odmienność wniesiona przez film Todda Phillipsa nie
zgaśnie równie szybko jak się pojawiła i będzie kontynuować trend zdecydowanie
bardziej poważnego podejścia (vide "Watchmen") do superbohaterów oraz ich odwiecznych
przeciwników.
© Warner Bros. Entertainment Inc. |
Ocena:
8/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz