Always live without fear, for your fate is set and you cannot escape it!
Jest lipiec (pogoda raczej deszczowa, przeplatana upalnymi przerywnikami), trwa dziewiętnaste już Letnie Tanie Kinobranie w krakowskim Kinie Pod Baranami, więc powinienem chyba napisać tekst o jakimś filmie, który zobaczyłem w ramach tegoż festiwalu, ale dzisiaj będzie coś z zupełnie innej beczki. Odkąd obejrzałem "The VVitch: A New-England Folktale" (recenzja w linku), stałem się wielkim fanem twórczości Roberta Eggersa. Późniejszy, i jeszcze lepszy, "Lighthouse" tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu, więc gdy dowiedziałem się o "The Northman" byłem po prostu zachwycony. Produkcja o wikingach w takim klimacie to musiało być coś naprawdę wyjątkowego! Oczywiście planowałem seans w czasach, gdy film był jeszcze grany w kinach, ale ponieważ w ostatnich latach nie mam już tyle wolnych chwil co w przeszłości, to wyszło jak zwykle. Niemniej teraz "Wiking" (jak to w Polszy się nazywa) jest objawił się na HBO Max (w tym miejscu gratuluję HBO pomysłowości ze zmianami nazwy serwisu i ciekaw jestem ile to kosztowało monet i jak bardzo było potrzebne?), więc czym prędzej zorganizowałem sobie czas na seans.
![]() |
© Universal Studios |
"The Northman" to dosyć nieskomplikowana, wręcz prosta jak drut, historia o zemście. W roku 895 młody książę Amleth (Oscar Novak) bardzo krótko cieszy się powrotem ojca, króla Aurvandila (Ethan Hawke), z kolejnej wyprawy wojennej. Władca zostaje bowiem zdradziecko zamordowany przez własnego brata, Fjölnira (Claes Bang), który za ten bohaterski czyn dostaje nowy przydomek - Fjölnir Bez Brata. Chłopcu udaje się ujść z życiem i poprzysięga pomścić ojca, zabić wuja i uratować zniewoloną matkę (Nicole Kidman). Wiele lat później dorosły Amleth (Alexander Skarsgård), w trakcie brutalnego najazdu na jakąś randomową, zadupną osadę na Rusi dowiaduje się, że wiarołomny wuj utracił królestwo jego ojca i zbiegł z garstką zwolenników na Islandię hodować owce. Dla długo wyczekiwanej zemsty książę podstępem i incognito dostaje się na drakkar wiozący niewolników dla Fjölnira, gdzie zaprzyjaźnia się ze słowiańską czarownicą Olgą z Brzozowego Lasu (Anya Taylor-Joy), która obiecuje pomóc w realizacji życiowej misji.
![]() |
© Universal Studios |
W związku z dotychczasową twórczością Eggersa podkładałem bardzo duże nadzieje w "The Northman". Seans rozpoczął się co prawda spektakularnie pod względem wizualnym, ale niestety bardzo szybko pojawiły się rozwiązania fabularne, które wydały mi się trochę nie na miejscu w filmie tak poważanego przeze mnie twórcy (jest to eufemizm – można też napisać, że są one po prostu głupawe). Ich liczba osiągnęła oszałamiającą wartość trzy, ponieważ jak wszyscy doskonale wiemy jest to doskonała i perfekcyjna cyfra: Then shalt thou count to three, no more, no less. Postaram się zatem wyjaśnić o co mi dokładnie chodzi (bez nadmiernego psucia zabawy). Pierwsza sprawa to cudowne ocalenie młodego Amletha, na którego początkowo nie zwracają uwagi wytrawni assasyni mordujący jego ojca – gdyby Fjölnir bardziej przemyślał temat albo miał profesjonalnych, proaktywnych podkomendnych film skończyłbym się po 20 minucie. Druga rzecz również dotyczy Amletha, ale już jego starszej wersji – jak mniemam nie była to jego pierwsza wyprawa na Ruś, ponadto wykazał się niezwykłą odwagą i brutalnością, a wystarczyło, że obciął włosy, wypalił sobie niewolnicze znamię na wyrzeźbionej klacie, przywdział jakiś słowiański outfit i nikt z jego z ekipy nie był już w stanie rozpoznać w nim nieustraszonego wikińskiego berserkera. Zaprawdę fantastyczne rozwiązanie. Trzecia rzecz dotyczy Olgi, ale że akcja dzieje się już na Islandii, a fabule raczej bliżej do końca niż początku, i ten akapit rozrósł się bardziej niż planowałem, to pozwolę sobie pominąć szczegóły.
![]() |
© Universal Studios |
Dobra, żale zostały wylane, więc możemy płynnie przejść do zalet, które "The Northman" niewątpliwie posiada. Film Eggersa zaimponował mi pod względem wizualnym – piękne plenery (film kręcono na Islandii, ale jednak głównie w Irlandii z powodu mniejszych kosztów), dbałość o wiarygodne przedstawienie wikińskiej architektury oraz doskonałe kostiumy to z pewnością rzeczy, na które trzeba zwrócić uwagę w trakcie seansu. Znakomite wizualia dopełnia świetna ścieżka dźwiękowa. Ponadto twórcy bardzo mocno starali się realistycznie oddać ducha epoki, sięgając po pomoc historyków. Dlatego też "The Norhman" wypełniony jest po brzegi nawiązaniami do nordyckiej mitologii (ha, przecież już w pierwszej scenie oglądamy dwa kruki) oraz różnego rodzaju podań (główny wątek Amletha zaczerpnięto ze średniowiecznej skandynawskiej legendy, która de facto stanowiła inspirację dla Hamleta William Shakespeara – albo jak ktoś preferuje Edwarda de Vere, siedemnastego earla Oxford). A ponieważ były to czasy bardzo brutalne to krwi, walki i mordowania na ekranie wcale nie brakuje. Wielki plus należy się także za fajne przedstawienie nordyckich wierzeń i obrzędów, ale także słowiańskiej magii, której dumnymi reprezentantkami są wspomniana wcześniej Olga i Seeress, w którą brawurowo wcieliła się Björk.
![]() |
© Universal Studios |
Kolejna rzecz na plus to aktorstwo – tutaj po prostu nie ma lipy. Ethan Hawke bardzo fajnie wciela się w króla Aurvandila, szkoda tylko, że na ekranie oglądamy go tak krótko. Nicole Kidman jest po prostu idealna jako jego małżonka i trudno mi wyobrazić sobie inną aktorkę na jej miejscu. Alexander Skarsgård to klasa sama w sobie, ale musimy przecież przypomnieć, że grał już wikinga (acz wąpierza) Erica Northmana w "True Blood". Świetnie wypadł także Cleas Bang i naprawdę ciężko było mi uwierzyć, że grał on główną rolę w "The Square". Miło zobaczyć ponownie u Eggersa Anyę Taylor-Joy, której Olga automatycznie wzbudza sympatię widza. Z drugiego planu muszę natomiast wyróżnić dwie bardzo fajne kreacje. Pierwsza to dosyć krótki, ale zapadający mocno w pamięć, występ Björk, wcielającej się w słowiańską wiedźmę. Natomiast druga to rola Willema Dafoe, grającego królewskiego błazna Heimira – po prostu nie mogę zapomnieć tego charakterystycznego uśmiechu!
![]() |
© Universal Studios |
Chociaż miałem o wiele większe oczekiwania, to muszę przyznać, że "The Northman" bardzo dobrze balansuje pomiędzy realizmem epoki a elementem mistyczno-magicznym, nie przychylając się zbytnio w żadną stronę. Jest to prosta opowieść o brutalnych czasach, w których świat duchów i magii odgrywał bardzo dużą rolę w codziennym życiu. Warto to docenić i zobaczyć film choćby tylko dla charakterystycznie uśmiechniętej twarzy Heimira, którą naprawdę ciężko potem zapomnieć.
![]() |
© Universal Studios |
Ocena: 7/10.