czwartek, 9 lutego 2017

"La La Land" (2016)



That's LA. They worship everything and they value nothing.

Tradycyjnie już, jak to normalnie o tej porze roku, kontynuujemy przygodę z tegorocznymi kandydatami do Oscara. Po ostatniej recenzji "Hell or High Water" przyszedł czas na kolejnego rekordzistę pod względem nominacji (aż czternaście!), który pod tym względem dołączył do elitarnego grona "All About Eve" oraz "Titanica". Chociaż nie przepadam w szczególności za musicalami to jednak z uwagi na tak dużą liczbę potencjalnych statuetek oraz niezwykle pochlebne recenzje postanowiłem wybrać się do kina. Zresztą wydaje mi się, że tego typu filmy wymagają kinowej sali, aby odczuć pełnię wrażeń – trochę coś jak teatr. Dodatkowym czynnikiem zachęcającym do obejrzenia "La La Land" była osoba reżysera. Trzy lata temu Damien Chazelle kręcąc "Whiplash" udowodnił, że na ekranie całkiem dobrze radzi sobie z branżą muzyczną (acz nadmierne spusty nad tym dziełem nie powinny mieć miejsca), więc byłem ciekaw, w jaki sposób ogarnie znacznie większy budżet oraz rozmach nowego przedsięwzięcia.
© 2016 Summit Entertainment, LLC
"La La Land" to opowieść o pogoni za marzeniami. Mia (Emma Stone), początkująca aktorka o wielkich ambicjach, w przerwach między licznymi (i najczęściej kompletnie nieudanymi) przesłuchaniami, dorabia sobie w kawiarni położonej w centrum studia filmowego. Sebastian (Ryan Gosling), utalentowany pianista i prawdziwy fanatyk jazzu, nie może otrząsnąć się z nieudanego interesu, w którym utopił wszystkie oszczędności. By zarobić na życie porzuca dumę artysty chałturząc w restauracjach i na przyjęciach. Nie muszę chyba dodawać, że losy dwójki bohaterów diametralnie odmienią kolejne przypadkowe spotkania w Mieście Aniołów.
© 2016 Summit Entertainment, LLC
Otwierająca film, dosyć wesoła piosenka Another Day of Sun wywołała u mnie dosyć negatywne odczucia. Pomyślałem sobie, że jeżeli "La La Land" będzie w całości utrzymany w takiej konwencji to chyba nie wysiedzę w kinie ponad dwóch godzin. Na szczęście, jak się później okazało, wstawki taneczno-muzyczne nie są aż tak częste, a akcja nawet całkiem płynnie przechodzi w nie z normalnej fabuły. Nie miałem zatem wrażenia, że jak to często ma miejsce w przypadku rodzimej kinematografii, piosenka zostaje wpierdolona do filmu bez żadnej wazeliny, w efekcie czego wydaje się potrzebna jak kurwie deszcz. Co więcej, "La La Land" zapowiadał się jako wesoła i lekka produkcja o miłości i spełnianiu marzeń w Mieście Aniołów. Jakież było zatem moje zdziwienie, gdy wraz z rozwojem fabuły, na ekranie zaczęły dominować poważne (przynajmniej jak na musical) wątki obyczajowe, które sprawiają, że w ostatecznym rozrachunku film Damiena Chazelle’a ma niezwykle smutny wydźwięk. Abstrahując już od zakończenia i licznych nawiązań do "Casablanki" zwróćcie uwagę na wątek przemijania starych czasów wyrażony poprzez zamknięcie legendarnego klubu jazzowego czy kina, w którym bohaterowie oglądali "Buntownika bez powodu". Szczerze doceniam tę nietypową dla gatunku, smutną tonację.
© 2016 Summit Entertainment, LLC
Aczkolwiek należy pamiętać, że w musicalu wątki fabularne nie odgrywają głównej roli (co nie znaczy jednak, że można klecić stolce pozbawione kompletnie fabuły). Wrażenia audio-wizualne powinny wysuwać się zdecydowanie na pierwszy plan i pod tym względem mam trochę mieszane uczucia. Z jednej strony oprawa wizualna, kostiumy, zdjęcia oraz instrumentalna ścieżka dźwiękowa są super i naprawdę nie ma się do czego przyczepić, ale po prostu nie mogę przejść do porządku dziennego nad popisami wokalnymi pary głównych bohaterów. Może nie mam wykształcenia muzycznego ani nawet poczucia rytmu, ale jeśli mogę śmiało stwierdzić, że Ryan Gosling śpiewa bardzo mizernie to chyba coś poszło nie tak. Trochę lepiej pod tym względem wypada Emma Stone, ale warto zauważyć, że ostatnio grała w broadwayowskiej wersji słynnego "Kabaretu". Z tego co zapamiętałem z prozy Christophera Isherwooda (Pożegnanie z Berlinem) Sally Bowles, w którą wcieliła się Emma Stone, była raczej marną wokalistką. I tu niestety jest podobnie: zarówno Mia, jak i zdecydowanie jeszcze bardziej Sebastian, nie urywają niczego pod względem wokalnym. Na szczęście, jak już wspominałem, piosenek nie jest tak wiele, więc można to jakoś przeboleć w ogólnym rozrachunku. Warto natomiast pochwalić "La La Land" za całkiem zabawne momenty czysto humorystyczne – komiczny występ Sebastiana na przyjęciu czy śmieszki przy sesji zdjęciowej zespołu. Osobiście pragnę natomiast wyróżnić osobę odpowiedzialną za przygotowanie polskich napisów do filmu. Przetłumaczenie nazwy lokalu Seb’s na U Seba to mistrzostwo świata.
© 2016 Summit Entertainment, LLC
Jeśli chodzi o aktorstwo to poza wspomnianą ułomnością wokalną nie mogę przyczepić się pod żadnym względem do Ryana Goslinga i Emmy Stone. Między parą głównych bohaterów widać prawdziwą, ekranową chemię, ale także warto docenić bardzo realistyczne oddanie burzliwych emocji, które targają postaciami. Momentami Goslingowi udało się także wprowadzić w kreację Sebastiana luzackie podejście, które zaprezentował choćby w "The Nice Guys", dzięki czemu kilka scen jest autentycznie zabawnych. Emma Stone, podobnie jak w "Birdmanie", po raz kolejny udowadnia, że jest aktorką z hollywoodzkiej ekstraklasy. Czego natomiast brakuje mi najbardziej w "La La Land" to o wiele bardziej wyraziste postacie drugoplanowe. O ile J.K. Simmons, pojawiający się w epizodycznej, autoparodystycznej kreacji z "Whiplash" oraz John Legend (Keith) wryli się dosyć dobrze w moją pamięć, o tyle reszta obsady pozostała dla mnie kompletnie anonimowa. Trochę szkoda, ponieważ czuję pod tym względem niedosyt z powodu jawnie niewykorzystanego potencjału.
© 2016 Summit Entertainment, LLC
Osobiście nie uważam, żeby "La La Land" był aż tak wybitnym filmem, aczkolwiek mam świadomość, że kolorowa, roztańczona produkcja Damiena Chazella’a może się podobać i zgarnąć kilka statuetek. Jakby to ujął Fletcher z "Whiplash": not quite my tempo. Mimo wszystko jest to solidna produkcja, która zaskoczyła mnie przede wszystkim dosyć pesymistycznym wydźwiękiem. Warto sprawdzić choćby dla ścieżki dźwiękowej, znakomitej scenografii czy niepowtarzalnego klimatu Miasta Aniołów.
© 2016 Summit Entertainment, LLC
Ocena: 7/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz