Chociaż dotychczas udało mi się
przeczytać jedynie dwie powieści Thomasa Pynchona (nad czym stale ubolewam) to
uwielbiam wprost charakterystyczny styl tego amerykańskiego pisarza, skrzętnie
ukrywającego swoje życie osobiste przed światem. 49 idzie pod młotek stanowiło dla mnie niezwykłą przygodę i
dostarczyło ogromu pozytywnych wrażeń. Póki co nie miałem okazji zabrać się za V. czy encyklopedyczną Tęczę grawitacji, ale udało mi się za to
dopaść wydaną w 2009 roku Wadę ukrytą
(Inherent Vice) utrzymaną w klimacie
postmodernistyczno-narkotykowo-paranoicznego noir. I to właśnie ta
wielowątkowa, znakomita powieść trafiła na wielki ekran jako pierwsze dzieło
Pynchona. Długo zastanawiałem się czy przełożenie specyficznego stylu oraz
klimatu książki na język filmu będzie w ogóle możliwe. Trailer produkcji
reżyserowanej przez Paula Thomasa Andersona nie urwał mi żadnych członków. Co
więcej, wbrew entuzjastycznemu podejściu moich znajomych, wywołał u mnie poważne obawy co do jakości
ekranizacji. Po raz kolejny bowiem, przeczytawszy uprzednio książkę, miałem
wyobrażenie odnośnie tak trywialnych kwestii jak choćby wygląd poszczególnych
postaci. Niemniej, zgodnie ze starym filmowym porzekadłem: nie oceniaj filmu po trailerze, postanowiłem dać szansę "Inherent Vice" i podejść do produkcji z nastawieniem pozbawionym jawnych uprzedzeń.
Mistrzowski plakat. (źródło: http://www.impawards.com) |
Zanim przejdę do krótkiego
omówienia fabuły należy Wam się kilka słów odnośnie tytułu. Inherent vice, czyli wada ukryta, to termin prawniczy, który
w kontekście powieści Pynchona oraz filmu Andersona wiąże się bezpośrednio z
prawem morskim oraz ubezpieczaniem ładunków: oznacza wszelkie potencjalne wady
ładunku, które mogą doprowadzić do jego uszkodzenia lub zniszczenia ze względu
na fizyczne właściwości danego towaru. Nasza opowieść rozpoczyna się w 1970
roku w Los Angeles. Larry "Doc" Sportello (Joaquin Phoenix) to lokalny prywatny
detektyw, spędzający większość egzystencji na próbach pobicia rekordu świata w
paleniu jointów. Jak możecie sobie łatwo wyobrazić codzienne przyjmowanie
monstrualnych ilości THC negatywnie wpłynęło na percepcję oraz procesy myślowe
naszego bohatera. Chociaż intelektualnie Doc nie jest może już ostry jak
brzytwa to nadal cieszy się sławą solidnego
śledczego. Niemniej, gdy w jego życie ponownie wkracza była dziewczyna Shasta
(Katherine Waterston) prosząc o pomoc przy skomplikowanej sprawie związanej z
obłędnie bogatym developerem (i jednocześnie jej obecnym kochankiem), Sportello
daje się wciągnąć w wielowątkową intrygę, w której główne role odgrywają
aryjskie gangi motocyklowe, funkcjonariusze LAPD, muzycy surf rockowi oraz
indochiński kartel narkotykowy.
© 2014 Warner Bros. Ent. |
Tak jak wspomniałem we wstępie,
najbardziej obawiałem się czy Andersonowi uda się uchwycić w filmie książkowy
klimat surrealistyczno-narkotykowej paranoi. Na szczęście "Inherent Vice" pod
tym względem wypada znakomicie. Co więcej, fabularnie ekranizacja jest
wyjątkowo (jak na dzisiejsze standardy) wierna powieści Pynchona. Z powodu
wielowątkowości i złożoności książki dotrzymanie wierności w takim stopniu
zasługuje oczywiście na ogromny szacunek. Jeśli chodzi o największe różnice to
w przeciwieństwie do powieści narratorką jest Sortilége (Joanna Newsom),
aczkolwiek dało niezwykle interesujący efekt. Kalifornia przedstawiona w "Inherent Vice" to wyjątkowo ciekawe miejsce, pełne tajemnic i zagadkowych, na
pozór niezwiązanych ze sobą wydarzeń. Gdzieś w tle majaczy niewyraźne widmo
rządu federalnego, który przy pomocy FBI oraz sieci tajnych współpracowników i
konfidentów nieustannie konstruuje misterne intrygi wymierzone w licznych
przeciwników establishmentu. Jak przystało na typową produkcję poruszającą
problemy zwierzchnictwa oraz kompetencji w organach ścigania przedstawiciele
lokalnej władzy (LAPD) oczywiście nienawidzą federalnych (z wzajemnością).
Okresowo, na drugim planie, pojawia się mistyczny Złoty Kieł – w zależności od aktualnej fazy
Doca indochiński kartel narkotykowy albo korporacja zrzeszająca dentystów z Miasta Aniołów. Sportello,
z powodu wyglądu oraz zamiłowania do blantów, zaliczany jest do hipisów,
najniższej klasy społecznej, pogardzanej zarówno przez fedziów (szeroki pakiet konfidenckiej współpracy), jak i gliniarzy
z L.A. Oglądając "Inherent Vice" zwróćcie szczególną uwagę na liczne kontakty
Doca z policją (moja ulubiona scena to ciężki wpierdol od Wielkiej Stopy
nakręcony w slow motion).
© 2014 Warner Bros. Ent. |
Chyba nie muszę wspominać jak
ważne znaczenie dla fabuły "Wady ukrytej" mają narkotyki. Doc permanentnie
znajduje się bowiem pod wpływem marihuany, ale swoje narkotykowe menu chętnie
poszerza również o kokainę, kwasa czy choćby PCP. Oczywiście wszystkie
wymienione substancje wpływają wyjątkowo negatywnie na percepcję naszego
bohatera, aczkolwiek Kalifornia oglądana z narkotykowej perspektywy prezentuje
się znakomicie. Ujęły mnie szczególnie sceny, w których Sportello rozmawiając
ze swoim zleceniodawcami oraz osobami dysponującymi ważnymi informacjami dla
śledztwa zapisuje w notatniku własne przemyślenia ograniczające się do słów paranoja, halucynacje itp. Ogromną zaletą "Wady ukrytej" są bez wątpienia
dialogi. Pełne humoru, ironiczne kwestie są znakomicie napisane, ale w tym
przypadku hołd należy się tajemniczemu Thomasowi Pynchonowi – swoją drogą już
powstała legenda, że pisarz ma cameo
w filmie. Ponadto Anderson naprawdę postarał się, aby ekranizacja mocno
trzymała się lat 70-tych – zwróćcie uwagę choćby na zdjęcia, imponująca robota.
Jedyne do czego naprawdę mogę się przyczepić to ścieżka dźwiękowa. Jak na mój
gust trochę za mało wyrazista i niestety żaden utwór nie zapadł mi szczególnie
w pamięć.
© 2014 Warner Bros. Ent. |
Oglądając trailer bardzo sceptyczne
podchodziłem do obsadzenia Joaquina Phoenixa w roli głównej. Niemniej po
obejrzeniu "Inherent Vice" jestem zmuszony przyznać, że aktor wcielający się w
Doca świetnie wywiązał się z zadania. Phoenix znakomicie wczuł się w
narkotykowo-paranoiczną osobowość Sportella, tworząc imponującą kreację, niemal
w 100% zgodną z moim książkowym wyobrażeniem. Równie wielkie propsy dla Josha Brolina, grającego
porucznika "Wielką Stopę" Bjornsena. Ostatnio żywiłem głębokie przekonanie, iż
Brolin notuje potężny zjazd, ale tą rolą udowodnił, że może nie warto go
całkowicie skreślać. Obaj aktorzy postarali się, by między ich filmowymi
postaciami zaistniała prawdziwa chemia i doskonale widać to ekranie. Spore
wrażenie zrobiła na mnie również Katherine Waterston wcielająca się w Shastę –
aktorkę dobrano niemal idealnie pod moje wyobrażenie tej postaci. Na drugim
planie natomiast prawdziwa klęska urodzaju: Reese Whiterspoon (Penny), Owen
Wilson (Coy), Eric Roberts (Wolfmann), Michael Kenneth Williams (Tariq), Hong
Chau (Jade), Benicio del Toro (Sauncho), Martin Donovan (Crocker Fenway), Jena
Malone (Hope). "Inherent Vice" to jeden z tych wyjątkowych filmów, w których
najmniejszy, choćby najbardziej epizodyczny występ, zwraca uwagę widza. Wielkie
propsy dla całej obsady!
© 2014 Warner Bros. Ent. |
Nie da się ukryć, że Paul Thomas
Anderson, sam będący fanem Pynchona, nakręcił film skierowany głównie do
miłośników twórczości tego wybitnego amerykańskiego pisarza. Jeżeli wcześniej
nie mieliście żadnej styczności z jego twórczością to "Inherent Vice" może przytłoczyć
Was mocno unikalnym, narkotykowo-paranoicznym klimatem lub być po prostu
niezrozumiałe w odbiorze. W związku z powyższym przed obejrzeniem "Wady
ukrytej" zalecam zapoznanie się ze znakomitym książkowym oryginałem. Owacja na
stojąco dla Andersona za odwagę, by nakręcić film tak zgodny z duchem powieści
Thomasa Pynchona!
© 2014 Warner Bros. Ent. |
Ocena: 8/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz