niedziela, 15 lutego 2015

"Birdman"



Naprawdę nie jest łatwo oglądać film, który zewsząd zbiera same pochlebne recenzje, a na dodatek co poniektórzy wystawiają oceny 10/10. Ponieważ przeważnie nie mam zwyczaju czytać komentarzy pod recenzjami na wszelkich portalach (w zasadzie czytam jedynie komentarze, które dotyczą jedynie mojej twórczości), a ostatnio rzadko przeglądam nawet recenzje filmowe, to przystępując do projekcji "Birdmana" czułem ogromną presję. Wszystkie głosy były bardziej niż pozytywne i nie miałem żadnej przeciwwagi w postaci solidnych hejtów. Co jeśli nie będę w stanie docenić kunsztu Alejandro Gonzáleza Iñárritu (przykładowo "Babel" nie porwał mnie zbyt szczególnie)? A jeśli "Birdman" kompletnie zawiedzie moje oczekiwania? Na szczęście, aby poradzić sobie z presją wynaleziono barbiturany oraz alkohol, więc bez lęku zasiadłem do seansu. Niemniej, jakkolwiek by się nie znieczulić (oczywiście tak by dysponować szczątkami percepcji), zawsze gdzieś w odmętach umysłu pojawia się widmo 10/10.
źródło: http://www.impawards.com
"Birdman" to opowieść o upadłym aktorze, który niegdyś zyskał ogromną popularność (zarabialiśmy miliardy!) wcielając się w tytułowego, komiksowego superbohatera. Obecnie zniszczony przez życie Riggan (Michael Keaton) próbuje ambitnie uratować resztki kariery wystawiając na Broadwayu sztukę opartą na opowiadaniu Raymonda Carvera What We Talk About When We Talk About Love. Oprócz tradycyjnego braku funduszy oraz problemów z uwielbianym przez krytykę, stawiającym na hiperrealizm Mike’m (Edward Norton), Riggan toczy wyniszczającą walkę z swoim alter ego, które coraz bardziej stanowczo nalega na wielki powrót do roli Birdmana.
Copyright by Twentieth Century Fox
Na szczęście już początek "Birdmana" zwiastował, że będzie naprawdę dobrze. Film wciąga od pierwszych minut unikalnym klimatem oraz znakomitą, jazzową, głównie perkusyjną ścieżką dźwiękową. Wielkie brawa dla Antonio Sancheza, ponieważ OST idealnie wpisuje się atmosferę produkcji Iñárritu. Z tego miejsca również chciałbym serdecznie podziękować Akademii za dyskwalifikację ścieżki dźwiękowej "Birdmana" przy tegorocznych nominacjach oscarowych. Od zawsze jesteście przecież awangardą w podejmowaniu tak odważnych decyzji! Akurat w tym przypadku muzyka stanowi czynnik spajający poszczególne sceny w jedną całość. Dzięki niej, bardzo długim ujęciom oraz odpowiednim zabiegom montażowym (niemal znikoma ilość cięć; naprawdę imponujące przejścia między poszczególnymi scenami) można odnieść wrażenie, że "Birdman" został nakręcony za jednym zamachem. W zasadzie taki właśnie był oryginalny pomysł na film. Według IMDb Iñárritu zrezygnował z pierwotnej koncepcji dopiero po rozmowie z nieżyjącym już niestety Mike’m Nicholsem, który stwierdził, że zrealizowany w ten sposób projekt zakończy się spektakularną katastrofą. Niemniej wykorzystane w filmie długie ujęcia i kamera podążająca za bohaterami po wąskich, teatralnych korytarzach sprawiają, że momentami "Birdman" nabiera niemal dokumentalnego charakteru.
Copyright by Twentieth Century Fox
Fabuła obracająca się wokół upadłej kariery Riggana oraz broadwayowskiego przedstawienia wypada wprost imponująco. Momentami jest naprawdę zabawnie, aczkolwiek "Birdman" nie jest przecież lekkim filmem. Świetnie ukazano wszelkie aspekty związane z wystawianiem sztuki: od braku środków finansowych przez wyjątkowo trudnych we współpracy aktorów po krytyków tworzących miażdżące recenzje wyłącznie z osobistym pobudek. Wewnętrzny konflikt głównego bohatera to przecież także próba odpowiedzenia na kluczowe kiedyś pytanie: być czy mieć? Riggan pragnie dawnej sławy, ale tym razem chciałby zaistnieć na o wiele bardziej ambitnej płaszczyźnie (chociaż jego motywacja do wystawienia akurat Carvera jest mocno sentymentalna). Z kolei alter ego szansę na powrót do utraconej chwały upatruje w kolejnej części przygód komiksowego Birdmana i zarabianiu miliardów, więc niczym Lady Macbeth próbuje nakłonić Riggana do realizacji tych celów. Swoją drogą można znaleźć więcej odniesień do Macbetha – uliczny bej cytuje fragment dramatu Shakespeara lorda de Vere’a, a po scenie momentami pojawiają się biegające drzewa. W filmie nie zabrakło także miejsca na wyliczankę czołowych, współczesnych aktorów, którzy przywdziali pelerynę i w przyszłości mogą borykać się z syndromem Riggana. Odrębna kwestia to znakomite dialogi – tutaj naprawdę z przyjemnością słucha się, co mają do powiedzenia poszczególne postacie. Nie ma sztywnego deklamowania kwestii – to wyjątkowo prawdziwe, czasem mięsiste od bluzgów, wypowiedzi dotyczące spraw błahych, a czasem ważnych problemów egzystencjalnych. Doskonale wypadły także wszelkie efekty specjalne związane z paranormalnymi umiejętnościami Riggana.
Copyright by Twentieth Century Fox
Jak wyglądałby "Birdman" bez urywającej dupę kreacji Michaela Keatona? Chociaż sam aktor twierdzi, że pod względem osobowości nie łączy go z Rigganem prawie nic, to jednak nie można nie dostrzec wyraźnych podobieństw biograficznych. Nikt mi przecież nie wmówi, że człowiek, który ostatnią główną rolę zagrał w 2008 roku (na dodatek w filmie przez siebie reżyserowanym), znajduje się obecnie na fali! Poza tym zadajcie sobie zajebiście szczere pytanie: z jaką rolą kojarzy się Wam Michael Keaton najbardziej? Oczywiście, wielu może wskazać na "Sok z żuka", ale podejrzewam, iż większość populacji (również ja) utożsamia go z Batmanem z filmów Tima Burtona. Dlatego też wybór Iñárritu wydaje się po prostu najlepszym z możliwych. Keaton odwdzięczył się najlepszą kreacją w swojej karierze i naprawdę trudno mi zrozumieć dlaczego najprawdziwszy aktorski diament został oszlifowany tak późno. Mistrzowska rola główna została uhonorowana arcyciekawymi występami drugoplanowymi. Oczywiście, najbardziej widoczny jest Edward Norton, wcielający się w broadwayowskiego aktora Mike’a, cieszącego się uznaniem najwybredniejszej krytyki. Oglądając film zwróćcie szczególną uwagę na jego interakcje z Rigganem oraz Sam. Emma Stone, kojarzona dotychczas raczej z mniej ambitnymi przedsięwzięciami, nie dorównała może poziomem do Keatona i Nortona, ale z pewnością wypadła bardzo dobrze. Jeśli chodzi o pozostałe role kobiece to mamy do czynienia z prawdziwą klęską urodzaju. Naomi Watts, Andrea Riseborough (moja faworytka!) oraz Amy Ryan zagrały genialnie! Wielkie propsy należą się również Lindsey Duncan za fantastyczną rolę krytyczki teatralnej. Przyznam szczere, że jedyne obawy przejawiałem odnośnie Zacha Galifianakisa (zgadnijcie czemu), ale nawet on zrobił dobrą robotę.
Copyright by Twentieth Century Fox
Kiedy pojawiły się napisy końcowe zacząłem intensywnie rozmyślać nad oceną dla "Birdmana". Przyznam, że początkowo zastanawiałem się nad czymś pomiędzy 8 a 9, ale trudno mi było podjąć ostateczną decyzję. W trakcie rozmowy o filmie przy szklanicy Dragon Fire ze znajomymi w Omercie zaczęła kiełkować wyjątkowo silna potrzeba ponownej projekcji. Drugi seans rozwiał wszelkie dotychczasowe wątpliwości: "Birdman" to film kompletny, bezbłędny i po prostu doskonały w odbiorze. I z tych właśnie powodów produkcja Iñárritu otrzymuje ode mnie najwyższą możliwą ocenę. Na marginesie dodam również, iż odczuwam mocne pragnienie bliższego zapoznania się ze stylowo oszczędną twórczością Raymonda Carvera. Niech "Birdman" będzie dla Was odpowiedzą na pytanie dlaczego kocham kino!
Copyright by Twentieth Century Fox
Ocena: 10/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz