Naprawdę nie jest łatwo oglądać
film, który zewsząd zbiera same pochlebne recenzje, a na dodatek co poniektórzy
wystawiają oceny 10/10. Ponieważ przeważnie nie mam zwyczaju czytać komentarzy
pod recenzjami na wszelkich portalach (w zasadzie czytam jedynie komentarze,
które dotyczą jedynie mojej twórczości), a ostatnio rzadko przeglądam nawet
recenzje filmowe, to przystępując do projekcji "Birdmana" czułem ogromną
presję. Wszystkie głosy były bardziej niż pozytywne i nie miałem żadnej
przeciwwagi w postaci solidnych hejtów.
Co jeśli nie będę w stanie docenić kunsztu Alejandro Gonzáleza Iñárritu
(przykładowo "Babel" nie porwał mnie zbyt szczególnie)? A jeśli "Birdman"
kompletnie zawiedzie moje oczekiwania? Na szczęście, aby poradzić sobie z
presją wynaleziono barbiturany oraz alkohol, więc bez lęku zasiadłem do seansu.
Niemniej, jakkolwiek by się nie znieczulić (oczywiście tak by dysponować
szczątkami percepcji), zawsze gdzieś w odmętach umysłu pojawia się widmo 10/10.
źródło: http://www.impawards.com |
"Birdman" to opowieść o upadłym
aktorze, który niegdyś zyskał ogromną popularność (zarabialiśmy miliardy!) wcielając się w tytułowego, komiksowego
superbohatera. Obecnie zniszczony przez życie Riggan (Michael Keaton) próbuje ambitnie
uratować resztki kariery wystawiając na Broadwayu sztukę opartą na opowiadaniu
Raymonda Carvera What We Talk About When We Talk About Love.
Oprócz tradycyjnego braku funduszy oraz problemów z uwielbianym przez krytykę,
stawiającym na hiperrealizm Mike’m (Edward Norton), Riggan toczy wyniszczającą
walkę z swoim alter ego, które coraz bardziej stanowczo nalega na wielki powrót do roli
Birdmana.
Copyright by Twentieth Century Fox |
Na szczęście już początek "Birdmana" zwiastował, że będzie naprawdę dobrze. Film wciąga od pierwszych
minut unikalnym klimatem oraz znakomitą, jazzową, głównie perkusyjną ścieżką
dźwiękową. Wielkie brawa dla Antonio Sancheza, ponieważ OST idealnie wpisuje
się atmosferę produkcji Iñárritu. Z tego miejsca również chciałbym serdecznie
podziękować Akademii za dyskwalifikację ścieżki dźwiękowej "Birdmana" przy
tegorocznych nominacjach oscarowych. Od zawsze jesteście przecież awangardą w
podejmowaniu tak odważnych decyzji! Akurat w tym przypadku muzyka stanowi
czynnik spajający poszczególne sceny w jedną całość. Dzięki niej, bardzo długim
ujęciom oraz odpowiednim zabiegom montażowym (niemal znikoma ilość cięć; naprawdę
imponujące przejścia między poszczególnymi scenami) można odnieść wrażenie, że "Birdman" został nakręcony za jednym zamachem. W zasadzie taki właśnie był
oryginalny pomysł na film. Według IMDb Iñárritu zrezygnował z pierwotnej
koncepcji dopiero po rozmowie z nieżyjącym już niestety Mike’m Nicholsem, który
stwierdził, że zrealizowany w ten sposób projekt zakończy się spektakularną
katastrofą. Niemniej wykorzystane w filmie długie ujęcia i kamera podążająca za
bohaterami po wąskich, teatralnych korytarzach sprawiają, że momentami "Birdman" nabiera niemal dokumentalnego charakteru.
Copyright by Twentieth Century Fox |
Fabuła obracająca się wokół
upadłej kariery Riggana oraz broadwayowskiego przedstawienia wypada wprost
imponująco. Momentami jest naprawdę zabawnie, aczkolwiek "Birdman" nie jest
przecież lekkim filmem. Świetnie ukazano wszelkie aspekty związane z
wystawianiem sztuki: od braku środków finansowych przez wyjątkowo trudnych we
współpracy aktorów po krytyków tworzących miażdżące recenzje wyłącznie z
osobistym pobudek. Wewnętrzny konflikt głównego bohatera to przecież także
próba odpowiedzenia na kluczowe kiedyś pytanie: być czy mieć? Riggan pragnie
dawnej sławy, ale tym razem chciałby zaistnieć na o wiele bardziej ambitnej
płaszczyźnie (chociaż jego motywacja do wystawienia akurat Carvera jest mocno
sentymentalna). Z kolei alter ego szansę na powrót do utraconej chwały upatruje
w kolejnej części przygód komiksowego Birdmana i zarabianiu miliardów, więc
niczym Lady Macbeth próbuje nakłonić Riggana do realizacji tych celów. Swoją
drogą można znaleźć więcej odniesień do Macbetha – uliczny bej cytuje fragment
dramatu Shakespeara lorda de Vere’a, a po scenie momentami pojawiają
się biegające drzewa. W filmie nie zabrakło także miejsca na wyliczankę
czołowych, współczesnych aktorów, którzy przywdziali
pelerynę i w przyszłości mogą borykać się z syndromem Riggana. Odrębna
kwestia to znakomite dialogi – tutaj naprawdę z przyjemnością słucha się, co
mają do powiedzenia poszczególne postacie. Nie ma sztywnego deklamowania kwestii
– to wyjątkowo prawdziwe, czasem mięsiste od bluzgów, wypowiedzi dotyczące
spraw błahych, a czasem ważnych problemów egzystencjalnych. Doskonale wypadły
także wszelkie efekty specjalne związane z paranormalnymi
umiejętnościami Riggana.
Copyright by Twentieth Century Fox |
Jak wyglądałby "Birdman" bez
urywającej dupę kreacji Michaela Keatona? Chociaż sam aktor twierdzi, że pod
względem osobowości nie łączy go z Rigganem prawie nic, to jednak nie można nie
dostrzec wyraźnych podobieństw biograficznych. Nikt mi przecież nie wmówi, że
człowiek, który ostatnią główną rolę zagrał w 2008 roku (na dodatek w filmie
przez siebie reżyserowanym), znajduje się obecnie na fali! Poza tym zadajcie
sobie zajebiście szczere pytanie: z jaką rolą kojarzy się Wam Michael Keaton
najbardziej? Oczywiście, wielu może wskazać na "Sok z żuka", ale podejrzewam,
iż większość populacji (również ja) utożsamia go z Batmanem z filmów Tima
Burtona. Dlatego też wybór Iñárritu wydaje się po prostu najlepszym z
możliwych. Keaton odwdzięczył się najlepszą kreacją w swojej karierze i naprawdę
trudno mi zrozumieć dlaczego najprawdziwszy aktorski diament został oszlifowany
tak późno. Mistrzowska rola główna została uhonorowana arcyciekawymi występami
drugoplanowymi. Oczywiście, najbardziej widoczny jest Edward Norton, wcielający
się w broadwayowskiego aktora Mike’a, cieszącego się uznaniem najwybredniejszej
krytyki. Oglądając film zwróćcie szczególną uwagę na jego interakcje z Rigganem
oraz Sam. Emma Stone, kojarzona dotychczas raczej z mniej ambitnymi
przedsięwzięciami, nie dorównała może poziomem do Keatona i Nortona, ale z
pewnością wypadła bardzo dobrze. Jeśli chodzi o pozostałe role kobiece to mamy
do czynienia z prawdziwą klęską urodzaju. Naomi Watts, Andrea Riseborough (moja
faworytka!) oraz Amy Ryan zagrały genialnie! Wielkie propsy należą się również
Lindsey Duncan za fantastyczną rolę krytyczki teatralnej. Przyznam szczere, że
jedyne obawy przejawiałem odnośnie Zacha Galifianakisa (zgadnijcie czemu), ale
nawet on zrobił dobrą robotę.
Copyright by Twentieth Century Fox |
Kiedy pojawiły się napisy końcowe
zacząłem intensywnie rozmyślać nad oceną dla "Birdmana". Przyznam, że
początkowo zastanawiałem się nad czymś pomiędzy 8 a 9, ale trudno mi było
podjąć ostateczną decyzję. W trakcie rozmowy o filmie przy szklanicy Dragon Fire
ze znajomymi w Omercie zaczęła kiełkować wyjątkowo silna potrzeba ponownej
projekcji. Drugi seans rozwiał wszelkie dotychczasowe wątpliwości: "Birdman" to
film kompletny, bezbłędny i po prostu doskonały w odbiorze. I z tych właśnie
powodów produkcja Iñárritu otrzymuje ode mnie najwyższą możliwą ocenę. Na
marginesie dodam również, iż odczuwam mocne pragnienie bliższego zapoznania się
ze stylowo oszczędną twórczością Raymonda Carvera. Niech "Birdman" będzie dla
Was odpowiedzą na pytanie dlaczego kocham kino!
Copyright by Twentieth Century Fox |
Ocena: 10/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz